niedziela, 23 grudnia 2012

Brownie z nutą pomarańczy


Święta Bożego Narodzenia kojarzą mi się m.in. z zapachem pomarańczy. A czy może być coś wspanialszego niż połączenie pomarańczy z czekoladą? Jesli więc zastanawiasz się, czy zdążysz upiec jeszcze fantastyczne ciasto, pasujące do światecznego stołu, już nie musisz – zdążysz! :) Bez wyszukanych składników, szybkie w przygotowaniu i... z zasady ma „nie wyjść”. Jak głosi legenda, pani Mildred „Brownie” Schrumpf - nauczycielka gotowania z Maine (USA), zapomniała dodać proszku do pieczenia do ciasta czekoladowego i tak powstało właśnie... brownie. Ciasto, którego esencją jest przepyszny czekoladowy „zakalec” ukryty pod delikatną, kruchą skorupką. Jeśli chcecie, by środek był bardziej płynny – studźcie ciasto na blacie, jeśli wolicie konsystencję bardziej ‘gliniastą’ – po kilku godzinach studzenia, wstawcie je do lodówki. Ja wolę wersję bardziej płynną i tę widać też na zdjęciach.

Potrzebujemy:
Organizacyjnie brownie-przedsięwzięcie ułatwią nam miseczki:
w małej miseczce: 100g mąki
w średniej: 300g cukru
w metalowej miseczce:
- kostka prawdziwego masła 200g
- 2 połamane tabliczki gorzkiej czekolady (można połamać przed odpakowaniem)
w dużej misce: 6 jaj
skórka starta z 1 sparzonej pomarańczy (jeśli macie obawy, możecie zrobić klasyczne brownie i pominąć ten składnik)

Piekarnik nastawiamy na 200 stopni. Rozpuszczamy czekoladę z masłem w kąpieli wodnej -metalową miseczkę wkładamy na garnek z gotującą się wodą tak, by opierała się na jego brzegach. Mieszamy aż powstanie piękna czekoladowa lawa. Odstawiamy do studzenia.
Jaja ubijamy na pianę. Potem stopniowo dosypujemy cukier (wmiksowujemy) a następnie mąkę (wmiksowujemy). Wlewamy przestudzoną lawę czekoladową (wmiksowujemy). Dodajemy skórkę z pomarańczy, mieszamy i całość wlewamy do prostokątnej (tej niedużej) blachy wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy 18-20 min., aż zrobi się skorupka i przy potrząsaniu ciasto nie będzie mocno falować.

Studzimy – w zależności od pożądanej konsystencji: poza lodówką lub w końcowym etapie – w lodówce.

Aha, odnośnie krojenia: przystępujemy do niego PO ostudzeniu, inaczej się rozpada. Przy krojeniu (zwłaszcza w tej pierwszej opcji) ciasto lepi się do noża – i bardzo dobrze... ;)

Radosnych Świąt! :)
Karolina



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Zupa po meksykańsku


... i zrobiło się śnieżnie, zimowo, Kraków w ciągu jednej nocy zamienił się w Narnię. W takie dni bardzo lubię zapraszać na stół gęste, nieco ostre zupy, często w wersji dania jednogarnkowego. Taką właśnie jest ta – zrobiona na sposób meksykański, bo z dużą ilością fasoli, kukurydzy, z ostrym akcentem i wspaniałymi kolorami – jest zielony, bordowy, żółty i pomarańczowy, z białym śniegiem za oknem komponują się cudnie! A jak smakuje  – spróbujcie :) 

Składniki:
ok. 2l bulionu
70dag mięsa mielonego
3 łyżki oliwy z oliwek
1 zielona papryka
1 cebula
puszka czerwonej fasoli
puszka kukurydzy
2 czubate łyżki koncentratu pomidorowego
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka papryki słodkiej
¼ łyżeczki papryki ostrej
sól, pieprz

Cebulę kroimy w półksiężyce i szklimy na 2 łyżkach oliwy na dużej patelni. Dodajemy mięso, jak wyparuje z niego woda chwilę jeszcze podsmażamy. Pod koniec na środku robimy miejsce i na łyżce oliwy rumieni nam się czosnek. Mieszamy z mięsem i doprawiamy solą i słodką papryką.
Paprykę kroimy w półksiężyce gotujemy w rosole aż zacznie mięknąć. Dodajemy mięso, kukurydzę, koncentrat pomidorowy i na koniec fasolę. Doprawiamy solą, pieprzem i papryką ostrą wedle gustu.

P.S.Jeśli nie macie czasu, wrzućcie mięso od razu do rosołu, bez posmażania. Będzie może ciut mniej wyraziste w smaku ale cała zupa po odpowiednim doprawieniu wyjdzie również bardzo dobra.
P.S.2. Fasolę, jeśli jest z puszki, gotujemy w zupie tylko chwilę, inaczej szybko zacznie nam pękać. 




niedziela, 14 października 2012

Ciasteczka z czekoladą i orzechami

Bardzo proste w przygotowaniu kruche ciasteczka. Z delikatną gorzkawą nutą czekolady deserowej i włoskich orzechów idealnie komponują się z błogą niedzielą i leniwie sączoną kawą...

Potrzebujemy:
250g mąki pszennej
120g miękkiego prawdziwego masła
80g cukru + łyżeczka waniliowego
1 jajko
tabliczka czekolady deserowej grubo posiekanej
50g orzechów włoskich, też grubo posiekanych

W większej misce mieszamy łyżką masło z cukrami, stopniowo dodajemy mąkę. Dodajemy jajko i ręką ugniatamy aż nam się składniki ładnie połączą. Dosypujemy kawałeczki czekolady i orzechów. Nagrzewamy piekarnik do 200 st.
W tym czasie na blaszce wyłożonej papierem układamy kuleczki i formujemy z nich ciasteczka.
Wkładamy do piekarnika (funkcja bez nawiewu!) na 12-15 min. aż się lekko zezłocą.

W ostatniej chwili ocaliłam 2 do zdjęcia... ;)
SMACZNEGO!
K.


środa, 29 sierpnia 2012

Tostaditas z wołowiną i papryczką chipotle


Smaki Meksyku to połączenie tradycji kulinarnych tubylczych Indian z wpływami hiszpańskim. Współczesna kuchnia meksykańska jest uważana za jedną z najostrzejszych na kulinarnej mapie świata. Taką opinie zawdzięcza papryczce chili :) Meksyk zna ponad 200 jej gatunków a jej obecność w potrawach uświetnia każdy meksykański posiłek. Warto pamiętać, że to właśnie z Meksyku trafiły do nas pomidory, kukurydza, papryka a także kakao.

Naszą propozycją z kuchni meksykańskiej będą  

Tostaditas z wołowiną 

i papryczką chipotle chili


A ponieważ nie dostałyśmy nigdzie papryczki chipotle chili, użyłyśmy zamiennika w postaci pepperoni. I tu niespodzianka. Zaopatrzone w dwie średnie papryczki, rozpoczęłyśmy kucharzenie. Rozkrojenie i zmiksowanie połówki jednej z papryczek doprowadziło cztery dorosłe osoby do łzawienia oczu i kaszlu!! Radzimy większej roztropności w doborze chili :) 
Suma sumarum tostaditas okazały się warte naszego poświęcenia:) 
Smacznego!
Ola i Karolina


Potrzebujemy:
- 2 papryczki chipotle chili (10g)
- 1/2 szklanki wrzątku
- 12 białych kukurydzianych tortilli
- olej roślinny do smażenia w głębokim tłuszczu
- dodatkowo 1 łyżka oleju roślinnego
- 1 mała, pokrojona na cienkie plasterki cebula
- 2 zmiażdżone ząbki czosnku
- 300g mielonej wołowiny
- 1 łyżka koncentratu pomidorowego
- 1 szklanka piwa
- 1/4 szklanki grubo pokrojonej świeżej kolendry (jeśli ktoś nie lubi można wypróbować np. natkę pietruszki)
- 1/2 szklanki śmietany

Przygotowanie:
1. Papryczkę chili zalewamy wrzącą wodą i odstawiamy na 20 min.
2. Z każdej tortilli wykrawamy trójkąty, koła lub inne kształty o szerokości mniej więcej 7cm. Rozgrzewamy olej na dużej patelni i smażymy wycięte kawałki torilli, aż lekko się przyrumienią (nadmiar tłuszczu możemy odsączyć na ręczniku papierowym).
3. Wyjmujemy chili z wody, usuwamy szypułki. Miksujemy w blenderze papryczki i wodę, do uzyskania jednolitej masy.
4. Na oddzielnej patelni smażymy cebulę, czosnek i wołowinę. Gdy wołowina zmieni kolor, dodajemy koncentrat pomidorowy, piwo i przygotowany przez nas przecier z chili. Gotujemy bez przykrycia ok. 15 min, aż płyn wyparuje. Dosypujemy kolendrę. 
5. Na każdy kawałek tortilli dodajemy łyżkę wołowiny i dekorujemy 1/2 łyżeczki śmietany.


środa, 22 sierpnia 2012

Trzy kolory orzeźwienia

Coś na upały - nic tak nie gasi pragnienia jak woda... ale jak często można pić napój o smaku wody? ;) A nawet jeśli często, to w połączeniu ze świeżą miętą i owocami będzie miłym zaskoczeniem dla naszego podniebienia. Podoba mi się to, że żonglując dodatkami możemy dodać jej koloru i aromatu. Zajmie miejsce na stole jako nie-zwykła woda dla naszych gości, nie mówiąc już o tym, że na wodę w towarzystwie kolorowych, pachnących owoców skuszą się bez namawiania dzieci :)

Co powiecie więc na...
...miętę z truskawką, limonką czy grejpfrutem?

pozdrawiam słonecznie :)))
K.


poniedziałek, 16 lipca 2012

Cytrynowe kwadraty

Są mistrzowskie - lekko kruchy, maślany spód, wilgotny środek a nad całością delikatna skorupka. Mocno cytrynowe i słodkie jednocześnie. Znikają momentalnie. Znalazłam je kilka miesięcy temu tu i od tej pory za mną chodziły aż wczoraj, pożyczając od sąsiadki cytrynę, popełniłam je i jeszcze nie raz na pewno popełniać będę. Są pyszne!

Czego potrzebujemy:
125 g masła (dobrej jakości, bez dodatku oleju itp.)
75 g cukru
155 g mąki
cukier puder, do posypania

Wierzch:
4 jajka, o temperaturze pokojowej, rozkłócone
220 g drobnego cukru (w oryginalnym przepisie jest 250 g ale ja dałam mniej)
3 łyżki soku z cytryny
1 łyżeczka startej skórki cytrynowej
30 g mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Piekarnik nastawiamy na 180st. w opcji bez termoobiegu (grzanie "góra-dół"). Blaszkę 20x30cm wykładamy papierem. 
W misce ucieramy masło z cukrem aż nam się ładnie połączy. Dodajemy mąkę i znowu mieszamy za pomocą metalowej łyżki. Ciastem wyklejamy spód i wkładamy do piekarnika na ok. 20 min. - wyjmujemy jak nam się zrobi na złoto, zanim zacznie brązowieć. I stygnie sobie ciasto.
My w tym czasie robimy krem. Jaja z cukrem ubijamy przez 2 min. Skórkę cytrynki po sparzeniu trzemy (tylko żółtą część, biała jest gorzka), a z połówki wyciskamy 3 łyżki soku (można przez palce, co by nam się pestki zatrzymały). Dodajemy sok i skórkę z cytryny do części jajecznej i miksujemy stopniowo dodając mąkę zmieszaną z proszkiem.
Wylewamy całość na ostudzone ciasto i wstawiamy na ok. 25 min. do piekarnika - znowu na złoto i bez termoobiegu. Dzięki temu masa jajeczna nam się nie zetnie, będzie wilgotna.

Studzimy w blaszce. Potem kroimy w kwadraty czy jakie tam figury geometryczne lubimy najbardziej, posypujemy cukrem pudrem i... konsumujemy najlepiej w miłym towarzystwie. :)

Smacznego!
K.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Sałatka z kurczakiem i brzoskwiniami

Bajecznie prosta i efektowna sałatka z kurczakiem... Pozwala niedowiarkom uwierzyć, że "zdrowe" i "pyszne" nie zawsze musi się wykluczać. ;)

Składniki (dla 3 os.):

- podwójna pierś z kurczaka pokrojona w łódeczki, w przyprawach:
2 łyżki oliwy + majeranek (2 łyżki), rozmaryn, oregano, tymianek (po szczypcie), 3 zgniecione ząbki czosnku, sól (płaska łyżeczka), pieprz
 - sałaty pomieszane (u mnie kupiona w Carrefour gotowa mieszanka sałat: endywia, rukola, radicchio)
- strzępki surowej marchewki
- 2 pokruszone plasterki Błękitnego Lazura lub Fety
- 2 połówki brzoskwinii z puszki pocięte w księżyce

SOS:
- ocet balsamiczny (2 łyżki)
- oliwa z oliwek (łyżka)
- miód spadziowy (łyżeczka)
- sól do smaku

Kawałki kurczaka smarujemy oliwą wymieszaną z przyprawami i dajemy do piekarnika na opcję grill do lekkiego zrumienienia.
Sałatę mieszamy z marchwią, serem i wykładamy na talerz.
Kurczaka na ciepło lub zimno kładziemy na sałatę. Całość ozdabiamy księżycami brzoskwinii i skrapiamy sosem.

Smacznego :)
K.


środa, 23 maja 2012

Rajska sałatka owocowa

Tę sałatkę dedykuję dzisiejszej pogodzie - duet słońca i orzeźwiającego wiatru jest w stanie mnie zaczarować; przechadzam się krakowskimi plantami a czuję się tak, jakby gdzieś tu nieopodal było morze. Taką właśnie pogodę lubię najbardziej!

Sałatka owocowa do tej wakacyjnej pogody pasuje jak ulał, a do tego jest prawdziwą bombą witaminową, więc po cóż się opierać? :)

SKŁADNIKI:
co kto lubi i ma pod ręką, fajnie jeśli owoce są przynajmniej w 3 kolorach, wtedy nie tylko podniebienie ale i nasze oczy  się cieszą.
ja zazwyczaj kroje w kostkę i wrzucam:
- 1 grepfruta
- 2 pomarańcze
- 2 banany
- 3 kiwi
- winogrona zielone i fioletowe przecięte na pół, wypestkowane

Jeśli ktoś lubi bardziej słodką sałatkę owocową, może dorzucić np. rodzynki namoczone wcześniej w rumie lub bez kąpieli. Ważne, żeby wybrać dojrzałe, soczyste owoce i w zależności od smaku dostosować proporcje - jeśli trafił nam się nieco gorzkawy grejpfrut, można dodać np. więcej banana itp.


I mamy niebo w gębie, raj na talerzu :)  SMACZNEGO !

Karolina


sobota, 7 kwietnia 2012

Pascha

Długo plątałam się po internecie w poszukiwaniu sernika, który wdzięcznie wpisałby się w niecodzienny w końcu Wielkanocny stół. I jak bym nie szukała, ilu ponętnych serników oczami wyobraźni bym nie spróbowała, zawsze jakoś tak oko przyjaźniej zerkało w kierunku... Paschy. A jednak! Serowo-bakaliowy kopiec o obłędnym smaku, z uroczym „rustykalnym” wzorkiem gazy nie ma sobie równych! Paschy zresztą bronić za bardzo nie trzeba, trzeba jej po prostu raz spróbować i... wszystko jest już wtedy jasne. Zatem przed Państwem: Pascha :)



Potrzebujemy:
1 kg sera 3-krotnie zmielonego, twardego (u mnie Piątnica)
10 dkg miękkiego masła dobrej jakości (u mnie Osełka górska Sobik)
250 g cukru pudru
250 ml śmietanki kremówki
6 żółtek (ze sprawdzonego źródła, ponieważ użyjemy surowych)
ziarenka z 1 laski wanilii
3 garści bakalii (wedle upodobań: rodzynki, migdały bez skórki, orzechy włoskie, skórka pomarańczowa)
opcjonalnie 5 łyżek rumu
gaza (można dostać w aptece)

Żóltka ucieramy z cukrem na kogel-mogel, dodajemy masło, ziarenka wanilii i znowu ucieramy. Teraz będziemy dodawać porcjami ser i śmietankę, mieszając, na koniec rum. Kiedy uzyskamy jednolitą masę, wrzucamy grubo posiekane orzechy i resztę bakalii i znowu mieszamy. Do garnka/ miski wkładamy sitko wyłożone lekko zwilżoną gazą i przelewamy do niego masę serową. Uklepujemy, zawijamy gazę i przygniatamy talerzykiem. Wkładamy na 12h do lodówki, żeby się odsączyła. Po wyjęciu odwijamy gazę, kładziemy talerz spodem do góry i obracamy ostrożnie o 180 stopni.  Dekorujemy bakaliami.




Wesołych Świąt :)
Karolina

niedziela, 1 kwietnia 2012

Świąteczna La Colomba

La Colomba to tradycyjna włoska babka....babka, choć oryginalnie w kształcie gołębicy. Jej wykonanie jest proste, ale bardzo czasochłonne...dlatego wielu Włochów rezygnuje z własnych wyrobów na rzecz tych kupnych. Już więc na parę tygodni przed świętami włoskie sklepy oferują pięknie zapakowane i kuszące, migdałowe babki.


 
Nie udało mi się nigdzie dostać formy w kształcie gołębicy ( ba!), posłużyłam się więc formą do zwykłej, naszej polskiej babki.
Satysfakcja z własnego wypieku jest wprost proporcjonalna do poświęconego mu czasu!:)

Najpierw przygotowujemy zaczyn:
- 7g świeżych drożdży
- 50g wody
- 75g mąki

Wyrabiamy ciasto i pozostawiamy go  do wyrośnięcia…. na 12 godzin(!). Na szczęście wyrobienie zaczynu zajmuje tylko parę minut . Za tą cześć zadania zabrałam się późno wieczorem w piątek, a w sobotni poranek  zabrałam się za kontynuację dzieła. 

Następnie, dodajemy do wyrobionego ciasta 100g mąki i 65g mleka. Całość mieszamy i zostawiamy na kolejną godzinę.

W tym czasie, możemy przygotować składniki, których będziemy potrzebować po upływie tego czasu:
- 170 g mleka
- 150 g masła
- 135 g cukru
- 2 -3 łyżki śmietany 30%
- jajko
- 3 żółtka ( białka przydadzą się później)
- 500 g mąki
- 30 g cukru pudru
- 50 g mielonych migdałów
- 1 łyżeczka soli.
Dodajemy wszystkie składniki do wcześniej wyrobionego ciasta i całość ponownie mieszamy. Wyrabiamy gładkie ciasto. 

Na koniec dodajemy otartą skórkę z 1 pomarańczy i 1 cytryny, bakalie ( wg uznania, ale konieczne migdały!:) ), skórkę pomarańczową kandyzowaną . Składniki rozprowadzamy po cieście.
Wlewamy ciasto do formy, zapełniając ją tylko w połowie – inaczej ciasto wyleje się. Podane proporcje wystarczą na dwie formy do babki. Przykrywamy ściereczką i zostawiamy na kolejne 4 godziny! J)))))

Po upływie tego czasu, musimy pamiętać jeszcze o lukrze, który jest bardzo ważną częścią  La Colomby.
Składniki na lukier:
- 2 białka
- 100 g mielonych migdałów
- około szklanki cukru
- troszkę wody.
Łączymy składniki i powstałym lukrem smarujemy wyrośnięte ciasto. Na wierzch układamy migdały w skórce i posypujemy cukrem perlistym.

Gotowe!:) Pieczemy ok.40 minut w piekarniku nagrzanym do 195-200 stopni!
Życzę wszystkim smacznych Świąt - Ola


Ciasteczka owsiane w trzech odsłonach

Jestem ogromną fanką ciasteczek owsianych! Nie dość, że wspaniale smakują, są chrupiące, to jeszcze owies zdrowy (i co z tego logicznie wynika - ciasteczka też). A ponieważ takie kupowane w sklepach z ekologiczną żywnością sporo kosztują i szybko się kończą (5-6 w paczce?), zainspirowana przepisem mojej utalentowanej kulinarnie Sąsiadki (tak, tak, Agata, do Ciebie piję;) piękę je w domu. Są banalnie proste i przygotowuje się je ekspresowo. Polecam w trzech odsłonach - kto co lubi :) Ja używam najczęściej mąki orkiszowej (najzdrowsza), razowej (błonnik), płatków owsianych górskich (dzikie, naturalne, bardziej chrupiące) no i brązowego cukru zamiast białego (bo też zdrowszy). Można stosować zamienniki, trzymając się proporcji.

Składniki:

½ kostki masla (100g)
120g brązowego cukru
1 jajko 
łyżeczka esencji wanilii
½ łyż. proszku do pieczenia
95g mąki orkiszowej razowej
czubata łyżeczka cynamonu
¼ łyżeczki soli
165g płatków owsianych górskich
Wersja 1: 70g rodzynek 
Wersja 2: 50g rodzynek i 20g orzechów włoskich
Wersja 3: 50g rodzynek i 20g wiórków kokosowych

W większej misce ucieramy masło z cukrami aż masa będzie kremowa. Dodajemy jajko i wanilię. Ucieramy wszystko aż się połączy w jednolitą masę (ale nie za długo). 
W mniejszej miesce: mieszamy resztę "sypkich" (bez bakalii).

Dodajemy mączną mieszankę do maślanej, mieszamy. Dodajemy płatki i bakalie i dobrze mieszamy (najwygodniej drewnianą niedużą łychą, bo się nie wygina ;)
Pełne łyżki ciasta układamy na blasze wyłożonej papierem i formujemy ciasteczka (te ze zdjęć mają wyrównane brzegi, ale przy kolejnych podejściach po zdjęciu z łyżki tylko trochę je rozpłaszczałam a brzegi zostawiałam takie przaśne, nierówne- mają swój urok :). 
Pieczemy w 170° okolo 10-12 minut aż sie zezłocą.
Uwaga! Ciasteczka zaraz po wyciągnieciu z piekarnika są miekkie. Delikatnie przenosimy je na płaską powierzchnię do wystygnięcia.
Z tego przepisu otrzymamy ok 20 ciasteczek.                   
SMACZNEGO!!! :)
K. 


czwartek, 22 marca 2012

Kurczak w czerwonym curry

... i tak trochę do pary - kurczak w czerwonym curry. Ma przepiękny... pomarańczowy kolor :) Poszłam ostatnio do Kuchni świata a tam idealne (!) pudełeczko tajskich niezbędników (trawka cytrynowa, galangal, liście cytrynowe, papryczki chilli, tamaryndowiec) w cenie 7 zł. Spodobał mi się ten zestawik, nie powiem :) Jeśli mamy daleko do sklepu tego typu można troszkę pooszukiwać, ale bez kilku choćby tajskich "specyfików" się nie obędzie! ;)

Składniki: pocięta na kawałki pierś z kurczaka, pół czerwonej papryki - w paseczki, puszka mleka kokosowego, czerwona pasta curry (2 łyżeczki), 2 ząbki czosnku, trawa cytrynowa (1 pałeczka), galangal, 2 liście cytrynowe, sos sojowy (łyżka), sos rybny (2 łyżki), olej arachidowy/ oliwa, ziarenka sezamu i listki kolendry do dekoracji

Na łyżce oleju szklimy czosnek, dodajemy paprykę, 2 łyżeczki pasty curry, chwilę smażymy. Wlewamy mleczko a do mleczka wrzucamy: trawkę cytrynową, galangal (1 łyżeczka), liście cytrynowe. Na wolnym ogniu trzymamy kilka minut.
Na patelni na dużym ogniu podsmażamy kurczaka na złoto.
Wrzucamy kurczaka do sosu i 5-7 min. trzymamy na małym ogniu. Doprawiamy sosem sojowym i rybnym do smaku, chwilę jeszcze trzymamy na ogniu.
Podajemy w głębokim naczyniu, posypując sezamem i kolendrą. Ryż obok w miseczce mile widziany.
Smacznego! :)
K.



czwartek, 8 marca 2012

Kurczak w zielonym curry

Bardzo aromatyczne, nie za ostre danie z wiosenną porcją zieleni w postaci cukinii, papryczek chilli i świeżej kolendry - tego było mi dzisiaj trzeba :) Przepis możecie dostosować do swojego podniebienia - jeśli np. lubicie bakłażana lub paprykę, dodajcie je zamiast/ do cukinii, jeśli wolicie bardziej ostry smak, możecie doprawić sos curry ostrą papryką w proszku. Zamiast oleju arachidowego sprawdzi się też oliwa a jeśli nie mamy jak zdobyć sosu rybnego, pamiętajmy o doprawieniu potrawy solą (choć to już nie będzie to samo... :) Ja zamiast mleka w puszce, które często ma sporo wody, wykorzystuję krem kokosowy 100% w bloku. Gotuję go dolewając wrzątek aż do pożądanej konsystencji. Taki krem w bloku można kupić np. w sklepach Kuchnie świata i finansowo w porównaniu z puszkami jesteśmy również na plus.

Przepis nieco zmodyfikowany, na podstawie Podróży kulinarnych. Kuchnia Tajska:

Składniki dla 4 osób:
1/4 szklanki zielonej pasty curry (75 g); 2 puszki mleka kokosowego (2 x 400ml) lub 1 krem w bloku (200g); duża podwójna pierś z kurczaka, pokrojona w kostkę; 1 nieduża cukinia (150 g), pokrojona w "księżyce"; 2 szalotki, cienko pokrojone; 2 świeże długie zielone papryczki chilli, cienko pokrojone; 2 świeże liście cytrynowe, rozdrobnione; ząbek czosnku, posiekany; 1/4 szklanki świeżej kolendry, grubo pokrojonej; 3 łyżki oleju arachidowego; 2 łyżki sosu rybnego; 2 łyżki soku z limonki

- W dużej patelni na łyżce oleju szklimy czosnek. Dodajemy pastę curry i podgrzewamy, mieszając, aż zapach stanie się intensywny. Dolewamy mleczko kokosowe, wrzucamy liście cytrynowe i doprowadzamy do wrzenia. Zmniejszamy płomień i gotujemy ok. 5 min., cały czas mieszając.
- Na reszcie  oleju smażymy kurczaka aż do zrumienienia. Wrzucamy go do mieszanki curry, dodajemy sos rybny, sok z limonki i podgrzewamy na wolnym ogniu ok. 5 min.
- Dodajemy cukinię, szalotki, chilli i posiekaną kolendrę, podgrzewamy aż cukinia zmięknie, cały czas mieszając.
Podajemy w miseczkach. Smacznego!  :)
K.

środa, 7 marca 2012

Z dedykacją :)

Odchodząc na chwilę od pyszności kuchni tajskiej proponujemy małą cynamonowo - jabłkową słodkość.
Wybór ciasta nie jest przypadkowy... cynamonowiec to bowiem ulubione ciasto jutrzejszej Solenizantki!
Przepis więc dedykuję Siostrze...wspominając dawne kuchenne czasy, kiedy po kilku godzinach namawiania na zrobienie cynamonowca przystawałam na układ - "Ok, ja robię ciasto, ale Ty obierasz jabłka i myjesz naczynia" :))))))))))))) 
Wszystkiego dobrego! :* 
 O.



Składniki:

2 szklanki mąki
4 jajka
1 szklanka cukru
2 łyżki kakao
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki oleju
kilka jabłek


Jabłka obieramy i kroimy w plastry. Jajka ubijamy z cukrem, dodajemy wcześniej wymieszane sypkie produkty (mąka, kakao, cynamon, soda, proszek do pieczenia) i wymieszać ponownie. Dodać olej i jabłka. Wymieszać całość. Piec 45 min. w temperaturze 180 stopni. 

Smacznego!    

niedziela, 4 marca 2012

Tajlandia uśmiechnięta

Jak dla mnie – istny raj na talerzu! Niezwykle barwna, aromatyczna, z niebanalną kombinacją smaków, bez trudu oczarowuje kolejne podniebienia. Określenie Tajlandii jako Krainy Uśmiechu pasuje do niej jak ulał! Od samych kolorów robi się radośniej na duszy. Jedyna przestroga, jaką Europejczyk powinien wziąć sobie do serca nawiązując tę egzotyczną znajomość, to rozwaga przy doborze ostrości potraw; w przeciwnym razie niebo w gębie w beztrosce degustacji może zamienić się szybko w... piekło w gębie :) Bądź co bądź nie bez powodu papryczka chili stała się symbolem kuchni tajskiej. Podobno znajdziemy tu ponad 70 jej odmian...
Sercem kuchni Tajów jest chińska zasada harmonijnego łączenia 5 smaków: słodkiego, kwaśnego, słonego, gorzkiego i ostrego, stąd wspaniały efekt bogatego, pełnego bukietu smaków.
Bohaterem pierwszoplanowym zapewniającym niepowtarzalność tutejszych potraw jest „włochaty orzech” kokos. Stanowi bazę większości tajskich dań typu curry, jest dodatkiem do zup i deserów. Bogatą gamę przypraw stanowią imbir, nazywany korzeniem królewskim, galangal (imbir tajski o ostrości pieprzu), czosnek i trawa cytrynowa (to moja ulubienica:). W kuchni tajskiej nie może też zabraknąć świeżej kolendry i limonki kaffir.


Powszechne jest dodawanie do potraw gotowych past przyprawowych, na czele których stoją inspirowane hinduskim kari pasty curry – zielona (najostrzejsza), czerwona i żółta (najmniej  ostra). Pasty curry przygotowywane są ze świeżych ziół i suchych przypraw, np. kurkumy czy kardamonu, oraz papryczek chili rozcieranych w mleku kokosowym w moździerzu.
Sosy sojowy oraz rybny zapewniają słony smak potraw. Ten drugi uzyskiwany jest z odpadków ryb poddawanych specjalnej fermentacji. Nie należy jednak zrażać się jego zapachem czy rodowodem – wynagrodzi nam je w finale, wydobywając wyrazisty smak dań.
Tajska kuchnia słynie ze sztuki zdobnego wycinania warzyw i owoców, których jest tu zatrzęsienie: począwszy od bananów (do wyboru ok. 20 rodzajów), ananasów i pomelo, skończywszy na bardzo egzotycznych jak rambutan, gwajawa czy uważany za najsmaczniejszy owoc świata durian (oj, niech nas nie zmyli jego przypominający woń zepsutego sera zapach:).
Oczywiście na stole nie może zabraknąć ryżu, którego tajska nazwa oznacza po prostu „posiłek”. Podawany jest do potraw w osobnym naczyniu. Drugim po ryżu składnikiem-trzonem dań jest makaron: ryżowy, sojowy lub pszenny.

Co ciekawe, w Tajlandii nie jada się pałeczkami, lecz łyżką i widelcem. Widelec jednak nie powinien trafiać do naszych ust, służy jedynie za narzędzie do nakładania kęsów jedzenia na łyżkę ruchem „od siebie”. Tajowie wprowadzili szućce do użycia dopiero niedawno, przez wieki jedzono palcami, co zapewniało możliwość „smakowania” potraw również poprzez zmysł dotyku.
Zwyczajne dla Tajów i niezwykłe dla turystów targi na łódkach barwnie opisuje Anna Glińska w „Spotkajmy się w Bangkoku”: Pływający targ był w niewielkim zalewie (...). Łodzie zgromadziły się ciasno, burta przy burcie, i sprzedawano na nich różności: żywe kury i  koguty, pęki jarzyn, ananasy, banany, owoce mango (...). Wśród łodzi widać było pływające jadłodajnie, gdzie nad ogniskami z węgla drzewnego wisiały garnki z duszonym w sosie mięsem, rybą, zupą rybną. Potrawy podawano w czarkach; klienci wyciągali  po nie ręce z innych łodzi albo ze schodków i bambusowych chodników.
W naszej blogowej łodzi już wkrótce Kurczak w zielonym curry. Zapraszamy :)
K.

sobota, 18 lutego 2012

Sernik z migdałami i Amaretto

Wstyd może przyznać, ale nigdy jeszcze nie piekłam sernika (to mówię ja, Karolina, żeby nie było na Olę... ;) Długo szukałam inspiracji i znalazłam! Czekała na Moje wypieki. A ponieważ są Ostatki, od inspiracji przeszłam szybciutko do czynów :) Sernik-debiut, więc emocji niemało a efekt  hmm... połączenie sernika ze smakiem Amaretto i chrupiącymi migdałami - może to mój pierwszy sernik, ale wiem jedno: na pewno nie ostatni! Spróbujcie koniecznie, ponoć zawsze się udaje! :)

Spód:
- 1,5 szklanki pokruszonych ciastek digesive/ owsianych (u mnie owsiane SAN, bo owies zdrowy:)
- 50g roztopionego masła
- kilka kropli aromatu migdałowego
(piekłam sernik w tej większej tortownicy i spód wyszedł cienki, jeśli lubicie grubszy, zwiększcie sobie nieco proporcje)

Masa sernikowa:
- u mnie 1 kg opakowanie Piątnicy (może być też dowolny 2-krotnie mielony ser na sernik)
- puszka mleka skondensowanego słodzonego (cukru jako takiego nie ma w przepisie, więc to ważny detal) - 400 do 500 g w zależności od tego, jak słodkie ciasta lubimy
- 4 jajka
- 1 łyżeczka aromatu migdałowego
- 100 ml Amaretto
- 1 łyżka mąki ziemniaczanej (skrobi)
- 100 g podprażonych płatków migdałów + trochę niepodprażonych do posypania wierzchu

Dno tortownicy wykładamy papierem, boki dobrze wysmarować masłem, będą ładnie odchodziły. Wszystkie składniki na spód miksujemy aż będą miały konsystencję mokrego piasku. Wykładamy na dno tortownicy i wyrównujemy.

I zabieramy się za masę sernikową.
Dokładnie mieszamy (robot kuchenny tu jak znalazł!) po kolei: ser z mlekiem skondensowanym, potem jaja jedno za drugim, dodajemy likier i aromat migdałowy i na koniec mąkę ziemniaczaną. Nie przestraszamy się, że wychodzi rzadkie - tak ma być! Na koniec dodajemy podprażone migdały i mieszamy już ręcznie.

Nagrzewamy piekarnik do 175 stopni.

Przelewamy masę na ciasteczkowy spód i górę posypujemy dodatkowymi płatkami migdałów. Pieczemy w piekarniku ok. 1 godzinę. Można przykryć folią aluminiową, jeśli szybko zacznie nam łapać kolor. Po wyłączeniu piekarnika, sernik stygnie razem z nim (w środku), dzięki czemu nie będzie nam tak opadał. I tu chwila dla silnej woli - po ostudzeniu wkładamy serniczek na noc do lodówki. Dopiero po takiej nocy smakuje najlepiej :)




piątek, 17 lutego 2012

Cannelloni

Nasz pierwszy włoski przystanek kończymy przepisem na CANNELLONI z mięsem i sosem pomidorowym. Cannelloni to rodzaj włoskiego makaronu. Wykorzystuje się go do wszelkiego rodzaju farszów. U nas dzisiaj ten najpopularniejszy. Przepis jest bardzo prosty!


Składniki:

1/2 kg mięsa mielonego
opakowanie makaronu cannelloni
ząbek czosnku (lub więcej)
cebula
opakowanie przecieru pomidorowego
sól
pieprz
oregano (ew. przyprawa włoska)
oliwa
ser żółty


Cebulę i czosnek kroimy w drobną kostkę. Cebulę szklimy na oliwie. Dodajemy czosnek i mięso mielone, doprawiamy solą i pieprzem. Smażymy kilka minut aż mięso będzie gotowe. Następnie całość zalewamy odrobiną przecieru pomidorowego i doprawiamy przyprawą włoską. Zdejmujemy z ognia. Po ostudzeniu sosu, nadziewamy nim makaron. Cannelloni układamy obok siebie, po czym zalewamy przecierem pomidorowym. Ważne jest, aby każda rurka była pokryta przecierem. Na koniec całość posypujemy startym żółtym serem.
Pieczemy pod folią aluminiową około 30-40 min. w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.


sobota, 11 lutego 2012

Tiramisu, nie tylko na... Walentynki

Zdecydowanie najsłynniejszy z włoskich deserów. Puszysty, ujmuje połączeniem delikatnego mascarpone, kawy i likieru. O jego pochodzenie wciąż spierają się ze sobą Wenecja, Florencja, Siena i inne włoskie miasta. Idealny na zimowe, nieco ospałe dni, może także stać się akcentem walentynkowego wieczoru – w tłumaczeniu bowiem tiramisu oznacza przebudź się, podnieś mnie, poderwij mnie!





Zdecydowaną zaletą Tiramisu jest też to, że przygotowuje się je bardzo szybko. Warto natomiast poczekać z degustacją min. 3h a najlepiej dobę – wtedy deser osiąga maksimum swoich możliwości :)

Będą nam potrzebne:

2 paczki biszkoptów
1 serek mascarpone (250ml)
śmietanka 36% (500ml)
mocna kawa (najlepiej z ekspresu lub zaparzona w kawiarce) (500ml)
4 łyżki + 3 łyżki Amaretto (ewentualnie 2 +2 łyżki rumu/ koniaku/ likieru)
2 łyżki + 2 łyżki cukru
wiórki gorzkiej czekolady

Na początku parzymy kawę, przelewamy do prostokątnego niewielkiego naczynia, dodajemy 2 łyżki cukru i odstawiamy do ostudzenia.
Ubijamy śmietankę, pod koniec dodajemy 4 łyżki cukru. Mieszamy dokładnie z mascarpone i wlewamy 3 łyżki Amaretto.
Do wystudzonej kawy dodajemy resztę Amaretto i maczamy pojedynczo biszkopty (nie dłużej niż 2-3 sekundy!). Układamy z nich warstwę w przezroczystym naczyniu lub blaszce. Na nią kładziemy warstwę kremu i znowu – biszkopty, krem. Wierzch posypujemy wiórkami czekolady. I gotowe! Wstawiamy tiramisu do lodówki na min. 3h, a najlepiej na 24h :) 

- takiemu deserowi da się poderwać każdy zakochany... w słodyczach :)

P.S. Poprawa humoru owocuje niekiedy niezobowiązującą twórczością poetycką, do której współtworzenia gorąco zachęcamy! Na najbardziej aktywnych tfurców czekają nagrody!

Oto projekt zgłoszony przez pierwszą osobę:

Tiramisu, tiramisu,
owoc kulinarnego popisu,
Nuta romantycznego kaprysu,
na tle gminnego życiorysu...
                            - bez podpisu