Święta Bożego Narodzenia kojarzą mi się m.in. z zapachem
pomarańczy. A czy może być coś wspanialszego niż połączenie pomarańczy z
czekoladą? Jesli więc zastanawiasz się, czy zdążysz upiec jeszcze fantastyczne
ciasto, pasujące do światecznego stołu, już nie musisz – zdążysz! :)
Bez wyszukanych składników, szybkie w przygotowaniu i... z zasady ma „nie wyjść”.
Jak głosi legenda, pani Mildred „Brownie” Schrumpf - nauczycielka gotowania z Maine (USA), zapomniała dodać proszku do
pieczenia do ciasta czekoladowego i tak powstało właśnie... brownie. Ciasto,
którego esencją jest przepyszny czekoladowy „zakalec” ukryty pod delikatną,
kruchą skorupką. Jeśli chcecie, by środek był bardziej płynny – studźcie ciasto
na blacie, jeśli wolicie konsystencję bardziej ‘gliniastą’ – po kilku godzinach
studzenia, wstawcie je do lodówki. Ja wolę wersję bardziej płynną i tę widać też
na zdjęciach.
Potrzebujemy:
Organizacyjnie brownie-przedsięwzięcie ułatwią nam miseczki:
w małej miseczce: 100g mąki
w średniej: 300g cukru
w metalowej miseczce:
- kostka prawdziwego masła 200g
- 2 połamane tabliczki gorzkiej czekolady (można połamać
przed odpakowaniem)
w dużej misce: 6 jaj
skórka starta z 1 sparzonej pomarańczy (jeśli macie obawy,
możecie zrobić klasyczne brownie i pominąć ten składnik)
Piekarnik nastawiamy na 200 stopni. Rozpuszczamy czekoladę z
masłem w kąpieli wodnej -metalową miseczkę wkładamy na garnek z gotującą się
wodą tak, by opierała się na jego brzegach. Mieszamy aż powstanie piękna
czekoladowa lawa. Odstawiamy do studzenia.
Jaja ubijamy na pianę. Potem stopniowo dosypujemy cukier (wmiksowujemy)
a następnie mąkę (wmiksowujemy). Wlewamy przestudzoną lawę czekoladową
(wmiksowujemy). Dodajemy skórkę z pomarańczy, mieszamy i całość wlewamy do
prostokątnej (tej niedużej) blachy wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy 18-20 min., aż zrobi się skorupka i przy
potrząsaniu ciasto nie będzie mocno falować.
Studzimy – w zależności od pożądanej konsystencji: poza lodówką lub w końcowym etapie – w lodówce.
Aha, odnośnie krojenia: przystępujemy do niego PO ostudzeniu, inaczej się rozpada. Przy krojeniu (zwłaszcza w tej pierwszej opcji) ciasto lepi się do noża – i bardzo dobrze... ;)
Radosnych Świąt! :)
Karolina
Karolina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz