
Jak dla mnie – istny raj na talerzu! Niezwykle barwna, aromatyczna, z niebanalną kombinacją smaków, bez trudu oczarowuje kolejne podniebienia. Określenie Tajlandii jako Krainy Uśmiechu pasuje do niej jak ulał! Od samych kolorów robi się radośniej na duszy. Jedyna przestroga, jaką Europejczyk powinien wziąć sobie do serca nawiązując tę egzotyczną znajomość, to rozwaga przy doborze ostrości potraw; w przeciwnym razie niebo w gębie w beztrosce degustacji może zamienić się szybko w... piekło w gębie :) Bądź co bądź nie bez powodu papryczka chili stała się symbolem kuchni tajskiej. Podobno znajdziemy tu ponad 70 jej odmian...
Sercem kuchni Tajów jest chińska zasada harmonijnego łączenia 5 smaków: słodkiego, kwaśnego, słonego, gorzkiego i ostrego, stąd wspaniały efekt bogatego, pełnego bukietu smaków.
Bohaterem pierwszoplanowym zapewniającym niepowtarzalność tutejszych potraw jest „włochaty orzech” kokos. Stanowi bazę większości tajskich dań typu curry, jest dodatkiem do zup i deserów. Bogatą gamę przypraw stanowią imbir, nazywany korzeniem królewskim, galangal (imbir tajski o ostrości pieprzu), czosnek i trawa cytrynowa (to moja ulubienica:). W kuchni tajskiej nie może też zabraknąć świeżej kolendry i limonki kaffir.
Powszechne jest dodawanie do potraw gotowych past przyprawowych, na czele których stoją inspirowane hinduskim
kari pasty curry – zielona (najostrzejsza), czerwona i żółta (najmniej ostra). Pasty curry przygotowywane są ze świeżych ziół i suchych przypraw, np. kurkumy czy kardamonu, oraz papryczek chili rozcieranych w mleku kokosowym w moździerzu.
Sosy sojowy oraz rybny zapewniają słony smak potraw. Ten drugi uzyskiwany jest z odpadków ryb poddawanych specjalnej fermentacji. Nie należy jednak zrażać się jego zapachem czy rodowodem – wynagrodzi nam je w finale, wydobywając wyrazisty smak dań.
Tajska kuchnia słynie ze sztuki zdobnego wycinania warzyw i owoców, których jest tu zatrzęsienie: począwszy od bananów (do wyboru ok. 20 rodzajów), ananasów i pomelo, skończywszy na bardzo egzotycznych jak rambutan, gwajawa czy uważany za najsmaczniejszy owoc świata durian (oj, niech nas nie zmyli jego przypominający woń zepsutego sera zapach:).
Oczywiście na stole nie może zabraknąć ryżu, którego tajska nazwa oznacza po prostu „posiłek”. Podawany jest do potraw w osobnym naczyniu. Drugim po ryżu składnikiem-trzonem dań jest makaron: ryżowy, sojowy lub pszenny.
Co ciekawe, w Tajlandii nie jada się pałeczkami, lecz łyżką i widelcem. Widelec jednak nie powinien trafiać do naszych ust, służy jedynie za narzędzie do nakładania kęsów jedzenia na łyżkę ruchem „od siebie”. Tajowie wprowadzili szućce do użycia dopiero niedawno, przez wieki jedzono palcami, co zapewniało możliwość „smakowania” potraw również poprzez zmysł dotyku.
Zwyczajne dla Tajów i niezwykłe dla turystów targi na łódkach barwnie opisuje Anna Glińska w „Spotkajmy się w Bangkoku”: Pływający targ był w niewielkim zalewie (...). Łodzie zgromadziły się ciasno, burta przy burcie, i sprzedawano na nich różności: żywe kury i koguty, pęki jarzyn, ananasy, banany, owoce mango (...). Wśród łodzi widać było pływające jadłodajnie, gdzie nad ogniskami z węgla drzewnego wisiały garnki z duszonym w sosie mięsem, rybą, zupą rybną. Potrawy podawano w czarkach; klienci wyciągali po nie ręce z innych łodzi albo ze schodków i bambusowych chodników.
W naszej blogowej łodzi już wkrótce Kurczak w zielonym curry. Zapraszamy :)
K.